Podczas tegorocznej Gali Sportu Powiatu Krośnieńskiego został uhonorowany nagrodą specjalną, a przy okazji jubileuszu 20-lecia GOSiR znalazł się w gronie wyróżnionych trenerów. To piękny sposób docenienia łucznika, propagatora i sympatyka jedlickiego sportu Józefa Kudronia, z którym udało nam się porozmawiać.
Panie Józefie, na wstępie pragnę podziękować za to, że zgodził się Pan na tę rozmowę i na dodatek przyniósł Pan ze sobą kawał historii jedlickiego łucznictwa zawarty w kronikach sekcji.
- Tak to prawda, te kroniki rzeczywiście zawierają kawał historii jedlickiego łucznictwa i jedlickiego sportu w ogóle. Są dowodem zaangażowania, pracy i współpracy ludzi takich jak Zenon Jaracz, dzięki którym stworzono warunki do uprawiania sportu w Jedliczu. Bardzo zależy mi na tym, aby docenić ten dorobek, niemały zresztą, i aby był on przekazywany z pokolenia na pokolenie. Początki, jak to zwykle bywa, nie należały do najłatwiejszych. Cieszę się, że tradycje łucznicze są kontynuowane, ponieważ niedawno już po raz jedenasty odbył się Memoriał Zenona Jaracza.
Czy może Pan przybliżyć początki łucznictwa w Jedliczu?
- W 1951 roku zarząd klubu Nafta Jedlicze (noszącego wtedy nazwę „Unia”), którego przewodniczącym był Zenon Jaracz, podjął decyzję o powołaniu sekcji łuczniczej i narciarskiej. We wszystkich sekcjach klubu zarejestrowanych było łącznie 140 zawodników. W opracowaniach na temat klubu są wymienione takie sekcje jak piłki siatkowej, lekkoatletyki, tenisa stołowego i oczywiście piłki nożnej. Żeńską sekcję łuczniczą prowadziła Józefa Borgula, natomiast męską Stanisław Samocki. W 1954 r. odbyły się I Łucznicze Mistrzostwa Zrzeszenia „Górnik” w Jedliczu, wtedy to drużyna jedlicka pokonała Naftę Jasło. Zawody te pomógł przeprowadzić twórca łucznictwa na Podkarpaciu Antoni Gromski, a wziął w nich udział m. in. jego syn Sewer, który dokładnie 60 lat później na I Memoriale Zenona Jaracza w 2014 roku był sędzią głównym. Warto wspomnieć, że już w 1956 r. w Jedliczu odbyły się VII Mistrzostwa Okręgu Rzeszowskiego, na których wystąpiła Mistrzyni Świata Katarzyna Wiśniowska. Jest to prawdopodobnie jedyny przypadek, kiedy w Jedliczu w zawodach wziął udział aktualny Mistrz Świata.
Jak wtedy wyglądały treningi?
- O początkach treningów sekcji łuczniczej mogę opowiedzieć jedynie na podstawie informacji zawartych w kronice. Pierwsze treningi odbywały się w „partyzanckich” warunkach, na terenie dzisiejszego Przedszkola i Żłobka. W okresie zimowym trenowano w korytarzu świetlicy dziecięcej (obecny Medikor), próbowano nawet prowadzić trening strzelecki w korytarzu budynku administracyjnego Rafinerii. Cytując zapis z kroniki: „Mimo zabezpieczenia szyb dyktą i kocami, nie obeszło się bez ich zniszczenia. Wobec powyższego zmuszeni byliśmy do ograniczenia treningów”. Latem trenowano za budynkiem administracyjnym, a później na terenie, na którym miał powstać stadion. Rafineria cały czas wspierała klub finansowo. Pan Zenon Jaracz szukał możliwości prowadzenia treningów zimą. Początkowo było to jego biuro, trenowaliśmy także w piwnicy budynku administracyjnego, a najlepsze na ówczesny czas warunki mieliśmy, kiedy uzyskaliśmy dostęp do balkonów w sali kina przy rafinerii. Był problem z wniesieniem mat łuczniczych, z których każda ważyła ponad 70 kilogramów, ale tam już można było postrzelać i to wynagradzało ten trud.
Jak wyglądały początki z łucznictwem w pańskim przypadku?
- Wszystko zaczęło się w czwartej lub piątej klasie. Koleżanka powiedziała nam o naborze do sekcji łuczniczej. Zgłosiliśmy się na stadionie Nafty w kilkanaście osób, to była wczesna wiosna, treningi odbywały się w szatni. Było ciasno, ale jakoś dawaliśmy radę. Wyposażenie było niezbyt bogate, więc zajęcia głównie polegały na robieniu pompek, naciąganiu łuku, przygotowaniu do wyjścia z łukiem na stadion. W budynku klubowym na stadionie sekcja miała swoją szatnię, magazynek i pokój sędziowski, który też służył do pierwszych treningów. Tory były wygrodzone, starsi zawodnicy mogli przeprowadzać trening indywidualnie w dowolnym czasie.
I trwa to pięknie po dzień dzisiejszy, bo ja tylko przypomnę, że ma Pan już prawie 66 lat, a nadal startuje Pan w zawodach i zdobywa wysokie miejsca.
- Tak, udało mi się osiągnąć kilka cennych wyników w rywalizacji łuczników z niepełnosprawnością. W 2017 roku zdobyłem Wicemistrzostwo Polski na torach otwartych w Krakowie. Ten sukces udało mi się powtórzyć dwa lata później podczas halowych Mistrzostw Polski Osób z Niepełnosprawnością, też w Krakowie. W 2017 roku w finale uległem Piotrowi Sawickiemu – szóstemu zawodnikowi Paraolimpiady w Rio, z kolei w 2019 roku pokonał mnie aktualny wówczas Mistrz Europy na torach otwartych Ireneusz Kapusta. W ubiegłym roku startowałem na Mistrzostwach Polski w Gorzowie Wielkopolskim, gdzie zająłem szóste miejsce, a wygrał tę rywalizację Łukasz Ciszek, który miesiąc później zdobył srebrny medal na Paraolimpiadzie w Paryżu.
Czy jest wielu strzelających w pańskiej kategorii wiekowej?
- W tej chwili startuję w kategorii Masters, czyli już w tej zaawansowanej wiekowo. Tutaj już obowiązują nieco inne zasady, np. krótszy dystans do strzelania, ale z racji wieku chyba się należy (śmiech). W województwie podkarpackim w tej kategorii strzela ok. 10 osób. Rozgrywane są też Międzynarodowe Mistrzostwa Polski Masters, w kategorii od 30+ do 70+. W ubiegłym roku na tychże zawodach rozgrywanych w Więcławicach Starych, w kategorii 60+ wystartowało 14 zawodników, a ja zdobyłem Wicemistrzostwo Polski.
Cofnijmy się jeszcze na moment do przeszłości. Jaka była historia powstania stadionu w Jedliczu?
- W 1951 roku Klub Sportowy Unia Nafta Jedlicze wydzierżawił od Gromady Borek działkę o powierzchni 2,5 hektara, którą stanowiło pastwisko gromadzkie i na którym wybudowano stadion. Podkreślę tutaj, że ogromną zasługę w powstaniu obiektu ma Pan Zenon Jaracz. Dzięki jego staraniom wykonano wyżej wspomniane wygrodzone tory łucznicze ze strzałochwytem w postaci wału ziemnego. Na stadionie były, obecnie nieistniejące, dwa wały ziemne. Rozgrywano tutaj zawody trzeciej ligi, a marzeniem Pana Zenona była organizacja w Jedliczu zawodów rangi ogólnopolskiej, stąd idea powstania tego drugiego wału.
Bardzo proszę o przybliżenie postaci Zenona Jaracza naszym czytelnikom.
- Pan Zenon był według mnie jedną z głównych osób organizujących jedlicki sport. Jego zaangażowanie było decydujące przy powstaniu stadionu. Wspomnę, że w swoich działaniach nie ograniczał się jedynie do łucznictwa, bo wcześniej prowadził drużynę piłkarską i sekcję narciarską. Był także sędzią w tych dyscyplinach. Pan Zenon był przedwojennym harcerzem, żołnierzem kampanii wrześniowej, a po wojnie poświęcił się pracy z młodzieżą, dla której organizował zajęcia sportowe, a także np. obozy wędrowne. Warto dodać, że pełną informację można uzyskać u córki Pana Zenona – Pani Krystyny Jaracz, która dysponuje bardzo bogatym zbiorem informacji o jego działalności.
Jakie były dalsze dzieje sekcji?
- W tamtych czasach sekcja łucznicza była dla jedlickiej młodzieży „oknem na świat”. Wyjeżdżano na zawody, które odbywały się nie tylko tutaj w naszym najbliższym regionie, jak Przemyśl, Rzeszów, Stalowa Wola, ale między innymi do Kielc, Olkusza, Krakowa, Zawiercia, Wadowic, Bydgoszczy, Poznania czy nawet Gdańska.
Sekcja łucznicza jako jedyna dawała możliwość startów w zawodach rangi Mistrzostw Polski. Nasi młodzicy i juniorzy kwalifikowali się do kadry wojewódzkiej, byli powoływani na obozy sportowe i reprezentowali nasze województwo na Ogólnopolskich Igrzyskach Młodzieży Szkolnej i na Ogólnopolskiej Spartakiadzie Młodzieży. W 1985 roku awansowaliśmy do drugiej ligi i był to nasz największy sukces klubowy.
Najwybitniejszym zawodnikiem w dziejach klubu był Kazimierz Chudziński, który w 1974 roku został powołany do kadry narodowej juniorów, a rok później przeszedł do CWKS Resovia Rzeszów, gdzie kontynuował naukę i dalej rozwijał się sportowo. W drugiej połowie lat 70-tych był czołowym zawodnikiem w kraju. Wielokrotnie zdobywał medale Mistrzostw Polski i reprezentował Polskę na wielu zawodach międzynarodowych w Europie, a także w USA.
Czy pomiędzy 1985 a 2011 rokiem ten sport na naszym terenie nie istniał? Trudno bowiem znaleźć informacje z tego okresu.
-W sezonie 1986 strzelaliśmy w II lidze, ale niestety bez powodzenia. Mnie i moim kolegom trudno było godzić obowiązki rodzinne i zawodowe z treningami i wyjazdami, więc zakończyliśmy przygodę ze sportem. Pan Zenon prowadził dalej pracę z młodzieżą, dopóki starczyło mu sił, ale kroniki już nie uzupełniał. Pracę w klubie zakończył w 1989 r. Podjęliśmy próbę kontynuacji, ale zmiany jakie zachodziły wtedy w sporcie nie były zbyt sprzyjające. Zabrakło nam chyba też pasji i zaangażowania Pana Zenona. Jeszcze w 1991 r. nasz zawodnik wystartował na Ogólnopolskiej Spartakiadzie Młodzieży w Bytomiu, ale startów na zawodach było coraz mniej i w 1993 r. po ponad 40 latach sekcja zawiesiła swoją działalność.
Jak odbywało się odrodzenie łucznictwa w Jedliczu?
- Początki nie były łatwe, ale cieszę się tym bardziej, że stanowiły swego rodzaju hołd dla historii. Działalność sekcji łuczniczej wznowiona została po blisko dwudziestoletniej przerwie. Reaktywacja rozpoczęła się od spotkania zorganizowanego 13 maja 2011 r. w hali GOSiR w Jedliczu, z okazji sześćdziesiątej rocznicy utworzenia sekcji łuczniczej przy ZKS Nafta Jedlicze (w roku 1951 ZKS Unia-Nafta Jedlicze – przyp red.). Wzięło w nim udział blisko 40 byłych łuczniczek i łuczników. Po tym spotkaniu łucznictwo było prowadzone jako zajęcia rekreacyjne dla dzieci i młodzieży przy GOSiR w Jedliczu. Przyjął nas do swojego klubu prezes MUKS Podkarpacie Piotr Bril, za co mu serdecznie dziękuję. Dało nam to formalne podstawy do działania. W pierwszych latach startowaliśmy właśnie pod szyldem MUKS-u. Aby spopularyzować łucznictwo strzelaliśmy na festynach szkolnych, a także po uzyskaniu zgody dyrekcji, ustawiłem maty do strzelania przy szkole w Jedliczu. Dzieci po lekcjach mogły spróbować postrzelać i tym samym połknąć „łuczniczego bakcyla”. Prowadzenie działalności ułatwiła współpraca z Gminnym Ośrodkiem Sportu i Rekreacji. Pierwsze zawody z udziałem weteranów i z rozpoczynającą swą łuczniczą przygodę młodzieżą odbyły się w marcu 2012 r. właśnie w hali GOSiR. W roku 2013 sekcja łucznicza MUKS Podkarpacie Jedlicze została przyjęta do Polskiego Związku Łuczniczego i do Rzeszowskiego Okręgowego Związku Łuczniczego. Dzięki temu nasi łucznicy rozpoczęli oficjalne starty w zawodach okręgowych i ogólnopolskich i już w tym roku odnieśli pierwsze sukcesy w zawodach okręgowych. W lutym 2014 r. w hali GOSiR został zorganizowany I Memoriał Zenona Jaracza, w którym wystartowało blisko 120 zawodników ze wszystkich podkarpackich klubów łuczniczych. Nasz klub reprezentowało 20 zawodników, a dwoje z nich wywalczyło 2 i 3 miejsce.
Jakie były pierwsze sukcesy po reaktywacji?
- Głównie ci chłopcy, którzy wtedy się zainteresowali łucznictwem, stanowili potem trzon sekcji i doprowadzili do największych osiągnięć, jakie udało nam się zdobyć po reaktywacji. Zanim wymienię osiągnięcia, czuję się w obowiązku wymienić ich nazwiska, bo na to zasługują. Byli to Michał Stach, Patryk Mróz, Dawid Smyka, Wojciech Szafran i Bruno Wrzecionko. Pierwszym sukcesem był brązowy medal w klasyfikacji drużynowej, zdobyty w 2016 roku na Halowych Mistrzostwach Polski Młodzików w Głuchołazach. Mogło być nawet odrobinę lepiej, ale nasi zawodnicy byli tak podekscytowani pokonaniem drużyny z Wrocławia, co dawało im brązowy medal, że najpierw sięgnęli po „komórki”, aby podzielić się dobrą nowiną z bliskimi i w walce o srebro byli już nieco rozkojarzeni. Pamiętam, jak przed pojedynkiem wrocławscy zawodnicy dzielili już stypendium, które mieli otrzymać za zdobycie medalu (śmiech). Sprawdziło się przysłowie, aby „nie dzielić skóry na niedźwiedziu”, które w sporcie jest zawsze aktualne. Rok później, na halowych mistrzostwach, też w Głuchołazach, zdobyliśmy dwa srebrne medale: drużynowo i indywidualnie Michał Stach. Na Mistrzostwach Polski na torach otwartych w Kielcach, Michał zdobył tytuł Mistrza Polski, a drużyna zajęła 3 miejsce. Walka Michała o zwycięstwo była bardzo emocjonująca. Wykazał się on niesamowitą odpornością psychiczną, bo po strzelaniu z 50 metrów był na ósmym miejscu, ale na 30 metrach odrobił straty i przed decydującą serią było trzech zawodników mających taką samą liczbę punktów. Ostatecznie to właśnie Michał wykazał się największym opanowaniem i zwyciężył. Ten rok zakończył się naszym zwycięstwem w Finale Ogólnopolskiej Ligi Młodzików. W roku 2018 Michał Stach w hali i na torach otwartych indywidualnie i w mikście z Kasią Kozioł zdobyli tytuł Mistrza Polski, a drużyna chłopców zdobyła Wicemistrzostwo. Za największe osiągnięcie klubu po reaktywacji uważam zwycięstwo Kasi Kozioł w Ogólnopolskiej Olimpiadzie Młodzieży w Gorzowie Wielkopolskim w 2019 r. i jej start na Mistrzostwach Świata Juniorów w Madrycie.
Jakie wyzwania stały, a może nadal stoją przed sekcją łuczniczą?
- Jednym z większych problemów po reaktywacji sekcji był brak torów otwartych do prowadzenia treningów w okresie letnim. Próbowaliśmy prowadzić zajęcia przy hali GOSiR, na działce parafialnej za kościołem, na boisku przy Liceum, na działce gminnej przy OSP w Jedliczu. Obecnie trenujemy na stadionie w Moderówce, gdzie mamy tory z wałami ziemnymi i garaż na sprzęt. Za czasów Zenona Jaracza mieliśmy również własną szatnię, ale „nie od razu Kraków zbudowano”.
Jak teraz ma się sekcja łucznicza?
- Cieszę się, że w odpowiednim momencie ster po mnie przejęli ludzie z pasją: Roman Kudroń – obecnie prezes klubu, który dał sekcji olbrzymi impuls rozwojowy i wspierający go Wojciech Myśliwiec, Wiesław Szafran, Janusz Stach, Marcin Grabek i Piotr Zając. Od roku 2019 jesteśmy już samodzielnym klubem pod nazwą Łuczniczy Uczniowski Klub Sportowy. Budujące jest to, że mamy młodzież, która chętnie trenuje, startuje na zawodach i rozwija się sportowo. A to zaangażowanie i praca na treningach przyniosą następne sukcesy, dające nam radość i satysfakcję, i mam nadzieję, że zachęcą one innych do uprawiania łucznictwa czy może innej dyscypliny sportu.
Przechodząc z wątku historycznego proszę opowiedzieć o tym, na czym polega łucznictwo, czy tutaj zasada jest prosta – celujemy w środek tarczy czy podczas zawodów oceniane są także jakieś inne aspekty?
- Zgadza się, najważniejsze jest by trafić w środek tarczy. Tak jak w każdej dyscyplinie sportu, o osiągnięciach decyduje pracowitość, systematyczność, wytrwałość. Predyspozycje też się liczą, ale jeśli nie są podparte wcześniej wymienionymi cechami, to niczego nie da się osiągnąć. Jeśli chodzi już o wyniki to istotne jest odpowiednie nastawienie i odporność psychiczna, która odgrywa bardzo dużą rolę w sporcie, a w sportach technicznych, a takim jest łucznictwo, niekiedy ta rola jest kluczowa. Obecnie o zwycięstwie, już od kategorii junior, decydują pojedynki przeprowadzane w systemie pucharowym, które są poprzedzane kwalifikacjami. Następnie ustala się drabinkę pojedynków, gdzie pierwszy zawodnik walczy z ostatnim itd. Czasem zdarza się, że ten teoretycznie mocniejszy, przegrywa z tym teoretycznie słabszym. W bezpośrednim pojedynku emocje są znacznie większe i wtedy odporność psychiczna, spokój i opanowanie decydują o ostatecznym wyniku. Ta nieprzewidywalność końcowego rozstrzygnięcia podnosi atrakcyjność łuczniczej rywalizacji.
Czy jest jakiś odpowiedni wiek na rozpoczęcie swojej przygody z tym sportem?
- Wydaje mi się, że około dziesięciu lat. Owszem, przychodzą do nas także młodsi kandydaci i też ich trenujemy, ale wtedy dobrze jest jeśli taki trening odbywa się w obecności rodziców. Od małych dzieci nie możemy wymagać stuprocentowej koncentracji i dyscypliny. To w końcu strzelanie więc trzeba jak najbardziej zadbać o to, by dla wszystkich było bezpiecznie.
W zupełności się z Panem zgadzam, bo strzały są przecież ostre, prawda?
- Tak, bowiem strzała musi wbić się w tarczę. Dlatego na treningach i zawodach obowiązuje ścisła dyscyplina. O wejściu na stanowisko decydują sygnały świetlne i dźwiękowe. Odpowiednie zachowanie daje gwarancję bezpieczeństwa.
Jakie wyróżniamy typy łucznictwa?
- Nawiązując do ostrości strzał, to można się zdecydować na łucznictwo myśliwskie i wtedy te strzały są naprawdę bardzo ostre. W naszej sekcji uprawiamy łucznictwo klasyczne olimpijskie, gdzie łuk jest wyposażony w osprzęt podnoszący celność, ale jest także tzw. „goły łuk” – z angielskiego „barebow”, gdzie się strzela intuicyjnie, tak jak Robin Hood. Jest też łucznictwo field, w terenie, gdzie są poustawiane tarcze, do których się strzela, nie znając odległości. Jest łucznictwo 3D, polegające na strzelaniu do makiet zwierząt, można też uprawiać biathlon łuczniczy. Wyróżniamy także łucznictwo bloczkowe, gdzie łuki są technicznie bardziej zaawansowane. Jest też łucznictwo historyczne, gdzie wyposażenie nawiązuje do historycznej epoki i w ramach którego występuje również łucznictwo konne. Jak widać możliwości jest wiele.
Czy łucznictwo wymaga dużej siły?
- Przy łuku klasycznym za całkowite napięcie i utrzymanie łuku odpowiada siła mięśni, więc oczywiście trzeba nią dysponować. Z pozoru mogłoby się wydawać, że jest to bierny sport, ale gdyby zliczyć ilość kilogramów wynikających z napinania łuku, to okazuje się że w czasie zawodów i treningów, przerzuca się setki kilogramów. Zależy to oczywiście od twardości łuku, którą dobiera się do wieku i możliwości zawodnika. Dzieci nie mają takich obciążeń, ale zawodnik wyczynowy mający łuk o naciągu 20 kg, gdy wystrzeli sto strzał, to przez swoje ręce przerzuci 2 tony, a chodząc do tarczy zaliczy kilkukilometrowy spacer. Samo zdrowie, zachęcam. Przy łukach bloczkowych napinanie łuku jest łatwiejsze, bo bloczki redukują siłę naciągu i łuk strzela z dużo większą siłą, niż siła użyta przez zawodnika.
Jakim aspektom podczas treningu łuczniczego poświęca się najwięcej uwagi?
- Trening łuczniczy rozpoczyna się od nauki posługiwania się łukiem. Odbywa się to poprzez odpowiedni trening techniczny. Gdy zawodnik opanuje już podstawowe umiejętności, doskonali technikę poprzez dużą liczbę strzelań. Technika jest najważniejsza. Duże znaczenie ma też odpowiednia kondycja, ponieważ naciąganie łuku to też wysiłek, o czym mówiłem wcześniej.
Jak często łucznik powinien trenować, aby zachować dobrą dyspozycję?
- To zależy od stopnia zaawansowania zawodnika. Obciążenia treningowe zwiększa się stopniowo. My trenujemy dwa razy w tygodniu i na podstawowe szkolenie to wystarczy. Jednak gdy ktoś myśli o lepszym strzelaniu, to już w kategorii młodzik powinien dołożyć trzeci trening. W łucznictwie wyczynowym, jeżeli chce się strzelać na wysokim poziomie, to się trenuje prawie codziennie.
Przy sprzyjającej pogodzie treningi i zawody odbywają się na zewnątrz, a zimą w hali sportowej. Czy zawody rozgrywane w hali są łatwiejsze ze względu na to, że nie przeszkadza wiejący wiatr czy padający deszcz?
- Zdecydowanie tak. Dodam tylko, że zawody na torach zewnętrznych odbywają się bez względu na pogodę. Wiadomo, że jak się trafią jakieś ekstremalne warunki, to zawody się przerywa. Zwłaszcza w przypadku dzieci przy bardzo złych warunkach (bardzo zimno, upał), zawody można skrócić. Jako ciekawostkę podam przykład zawodów z mojej młodości, które odbywały się w Ustrzykach Dolnych przy bardzo silnym wietrze, ale zawody przerwano dopiero wtedy, gdy bardzo mocny podmuch powywracał ciężkie łucznicze maty, które swoim ciężarem połamały strzały.
Z jakiej odległości strzela się do tarczy?
- Odległość i wielkość tarczy punktowej zależy od kategorii wiekowej. Seniorzy i juniorzy w hali strzelają z 18 metrów do tarczy w której „dziesiątka” ma średnicę 4 cm, a na torach otwartych z 70 metrów do tarczy z „dychą” o średnicy 12 cm. Na mistrzostwach Polski seniorów strzela się całą konkurencję WA1440, gdzie 90 m i 70 m strzela się do wyżej wspomnianej tarczy, a 50 m i 30 m do tarczy, której środek ma 8cm. Z każdej odległości strzela się po 36 strzał, co daje łącznie 144 strzały.
A jak przedstawia się sprawa dotycząca oświetlenia? Łucznictwo jest sportem precyzyjnym więc zapewne lepiej jest strzelać na zewnątrz przy naturalnym świetle?
- Nie ma z tym większego problemu, ponieważ hale są bardzo dobrze oświetlone, a zawody odbywają się zazwyczaj w ciągu dnia.
Sądzę, jak to często w sporcie bywa, że duże znaczenie odgrywa sprzęt. Czy można przyjąć, że łucznik dysponujący lepszym, zapewne droższym sprzętem jest już z góry na wygranej pozycji?
- Tak jak wspomniałem, każdy może wygrać z każdym, a decyduje czasem dyspozycja dnia i ogromną rolę odgrywa tutaj psychika. Niektórzy mówią, że dobry zawodnik strzeli lepiej z kiepskiego łuku, niż kiepski zawodnik z dobrego łuku, ale to mówię żartobliwie. Najpierw trzeba dobrze opanować technikę strzelania, a dopiero potem myśleć o lepszym sprzęcie. Łuk wysokiej klasy pomaga, ale ma to większe znaczenie dla zawodników strzelających na wysokim poziomie.
My obecnie mamy bardzo łatwy dostęp do sprzętu, bo w Internecie jest mnóstwo ofert. Jedynym ograniczeniem są finanse. Natomiast za czasów Zenona Jaracza było zupełnie inaczej, co obrazuje wpis z kroniki: „Łuki mieliśmy drewniane, produkcji chałupniczej prywatnej inicjatywy z Rzeszowa. Strzałki także drewniane, sprowadzane od Ob. Samola z Poznania.” W innym miejscu: „Odczuwamy brak łuków – dwóch zawodników strzela z jednego łuku.” Są też wpisy, że „wstrzymuje się wyjazdy na zawody z powodu braku sprzętu”. Na szczęście teraz nie ma takiego problemu.
Czy osoba, która zaczyna swoją przygodę z łucznictwem ma możliwość korzystania z klubowego sprzętu?
- Tak, taka osoba otrzymuje podstawowy sprzęt do rozpoczęcia treningu, natomiast seniorzy strzelają tylko ze sprzętu prywatnego. Obecnie sytuacja finansowa klubu jest lepsza niż to było kiedyś, m.in. dzięki wyższemu finansowaniu przez samorząd gminny. Do tego Prezes Roman Kudroń dba o pozyskiwanie środków zewnętrznych. Dzięki temu sprzęt trafia do utalentowanej młodzieży.
Nie pozostaje mi nic innego, jak serdecznie podziękować za rozmowę i wspólnie z Panem zaprosić młodzież do treningów w ŁUKS Jedlicze.
- Również dziękuję za zaproszenie.
Rozmawiał Paweł Wajda